Skip to content Skip to footer

Za „matkę” obrał sobie Ojczyznę

O Aleksandrze Bednarczyku „Adamie”, dowódcy Obwodu Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” Ostrołęka, rozmawiamy z jego bratanicą Anną Nosek, autorką książek i nauczycielką.

JAKUB DĄBROWSKI: Jakie są Pani najwcześniejsze wspomnienia związane ze stryjem Aleksandrem?

ANNA NOSEK: Zacznijmy od tego, że ja się urodziłam dwa lata po dramatycznej śmierci stryjka „Adama”. W mojej rodzinie, wtedy kiedy jeszcze byłam dzieciątkiem, niewiele się mówiło, a jeśli już to szeptem. Mój ojciec Władysław został zabity w 1952 r., kiedy miałam cztery latka. Wydaje mi się, że z zemsty, ale byłam za mała, żeby to wszystko pojmować.

Rolę taty zaczął pełnić w rodzinie stryjek Stanisław, od którego w kolejnych latach dowiedziałam się, że ciało „Adama” zostało przez niego i przez jego brata Franciszka, pochowane potajemnie.

Lata biegły, nasza historia była kamuflowana, aż do lipca 1965 r., kiedy to zdawałam do klasy maturalnej. Jednej nocy zerwała się straszliwa wichura, która zerwała stodołę. Następnego dnia dobrzy ludzie z naszej wioski pomogli nam wszystko posprzątać.

W trakcie tych porządków odnaleziono lornetkę, szkicownik oficerski i zawinięte w rulon dokumenty. Wszystko zostało przekazane mamie, jednak ona stwierdziła, że nie jest to nikomu do niczego potrzebne i wrzuciła materiały do pieca. 

Myśli Pani, że czemu tak postąpiła?

A.N.: Mama zrobiła to ze strachu. Bo była wdową, doświadczyła dramatu związanego z moim ojcem. Jak już mówiłam wcześniej, miałam cztery lata jak skazano mojego tatę. Władze znalazły na niego haczyk. Został pojmany i przewieziony do Warszawy za nielegalny ubój.

Chęć zemsty za działalność Aleksandra też mogła być jednym z czynników pojmania. Mama wybrała się do Warszawy by zawieźć sweter i „wałówkę”, a już dwa dni później dotarła do nas informacja, że ojciec popełnił samobójstwo, oczywiście pisane przez „u” otwarte.

Dla mnie to jest nie do pojęcia i wręcz niemożliwe z tego choćby względu, że miał dwie małe córeczki. Ciało mojego taty zostało wydane za odpowiednią łapówkę, a transport, by je przywieźć, zorganizował brat mojej mamy – Wacław Białobrzeski.

Pamiętam tłumy ludzi na pogrzebie, płacz. Mama mówiła, że nieoceniona okazała się pomoc ks. Skłodowskiego, który wszystkie opłaty wziął na siebie. Mama nosiła żałobę przez sześć lat.

Czy kiedykolwiek ubiegała się Pani o jakąś sprawiedliwość z powodu zamordowania taty?

A.N.: W sytuacji kiedy można było uzyskać zadośćuczynienie finansowe za te szykany i ten tragiczny finał, to zgłosiłam się do sądu w Ostrołęce. Mając informacje o Ostaszkowie, bardzo chciałam dostać odszkodowanie finansowe.

Pytali mnie czy mam dokumenty, czy mam jakiegoś żywego świadka. Ściągnęłam z tego powodu Pana Mierzejewskiego z Rzekunia i dzięki temu tylko dostałyśmy z siostrą po dziesięć tysięcy złotych, bo potwierdził, że tata był w Ostaszkowie.

A jakim młodzieńcem był Aleksander przed wojną? Jakie miał pasje, w jakim kierunku zawodowym chciał podążać? Czy ścieżka wojskowa pociągała go od początku? Czy po prostu wojna wymusiła na nim dokonywanie takich, a nie innych wyborów?

A.N.: Wydaje mi się, że ten chłopak, mój stryjek, który był sierotą, bo przed wojną stracił zarówno matkę jak i ojca, za „matkę” obrał sobie Ojczyznę. Jako wykształcony chłopak poderwał się ideowo, żeby tę Ojczyznę bronić. Dla mnie to postawa ideowca, bo chłopak który na 14 uczniów w klasie znalazł się w trójce, która zdała maturę, chciał przede wszystkim skończyć studia prawnicze i pójść w tym kierunku.

Nawet zaczął pracować u notariusza w ratuszu, żeby przysposobić się do tego zawodu. Potem, dzięki maturze, przeszedł przeszkolenie Strzelców Kurpiowskich (33. Pułk Piechoty w Łomży). Już w 1939 r. był przygotowany na to, że będzie żołnierzem i stanie w obronie Ojczyzny. Wiem też od jednej z bratanic, że był najprzystojniejszy ze wszystkich braci.

Bracia „Adama” również wybrali ścieżkę wojskową, prawda?

A.N.: Stanisław, Władysław i Wacław, zgadza się. Wacław, który urodził się drugi po Józefie, czyli był starszy od Aleksandra, bierze udział w wojnie obronnej 1939 r., ale stamtąd, z pola bitwy już nigdy nie wraca. Rodzina szukała jakichkolwiek informacji, ale nic nie znalazła. Zginął w wojnie obronnej.

Władysław i Stanisław nie mieli wykształcenia wojskowego, ale ponieważ za brata mieli szefa wyszkolenia, więc byli mu bezpośrednio podlegli w czasie okupacji. W domu mówiło się nawet o udanej akcji, w której obaj bracia brali udział.

Udało im się zdobyć broń niemiecką z jednego z wagonów na pobliskiej stacji. W październiku 1944 r. obaj bracia zostali aresztowani i wywiezieni do Ostaszkowa, gdzie spędzili dwa lata.

Udało im się ten koszmar przeżyć. 26 stycznia 1946 r. powrócili do Bielska Białej, a potem już do Rzekunia.

Po wielu latach pytałam moją mamę, jak to jest możliwe, że żyła tyle lat z ojcem i on nigdy nic nie powiedział o Ostaszkowie. Uważam, że jest to sygnał do jakiego stopnia była politycznie moja rodzina zawiązana, że milczano również na tym polu.

A jeśli chodzi o Stanisława i jego dalsze losy?

A.N.: Rodzina stryjka z Warszawy, dzięki sprytowi zdołała go uwolnić. Stało się to dzięki dużej łapówce jaką zapłacili. Powody zatrzymania były podobne jak w przypadku mojego ojca. Stryjek też był rzeźnikiem, miał masarnię i zdaniem władz, nielegalnie utrzymywał rodzinę.

Stanisław żył jeszcze długo, był dla nas ojcem, przynosił wyroby mięsne, dbał o nas. Moja mama, która była w rozpaczliwej sytuacji przez te sześć lat po śmierci taty, mało się odzywała, było jej bardzo ciężko, a stryj był dla nas wtedy wsparciem, miał dobre serce.

Czy w późniejszych latach, rodzinę spotykały jakiekolwiek represje?

A.N.: Najmłodszy z braci Franciszek też był rzeźnikiem, wychowując się przy Staśku nauczył się wyrabiać dobre wędliny. Na rogu Kilińskiego w Ostrołęce wybudował dom. Przeznaczył go na sklep mięsny, gdzie sprzedawał te wędliny.

I pewnego razu, tak mówiła mi bratanica z Nowego Jorku, władza zabroniła mu dalej sprzedawać swoje wyroby. To była jedna z szykan. W każdym razie ten okres prześladowań jest mi mało znany, ja tylko wiem że była zmowa milczenia, rozmawiało się szeptem co podyktowane było sytuacją polityczną.

Wracając do naszego bohatera, czy Aleksander Bednarczyk to postać wyrazista?

A.N.: Dla mnie, po latach, „Adam” jest chyba postacią niejednoznaczną. Był oddany „matce” Polsce. Wtedy kiedy miał możliwość się wyrwać i założyć rodzinę, to tego nie zrobił. Dlaczego tego nie zrobił? Dlatego, że był wierny przysiędze, którą złożył.

Dlatego że był ideowcem i był gotowy w imię wyznawanych wartości poświęcić swoje życie. Ważne jest to, że „Adam” był takim sprytnym człowiekiem, umiejącym odnaleźć się w aktualnej rzeczywistości. Był człowiekiem charyzmatycznym.

Jako komendant miał pod sobą mnóstwo ludzi i świetnie sobie dawał z tym radę. Był przecież też szefem wyszkolenia, potrafił pracować z młodymi ludźmi, inspirować ich dzięki swojemu autorytetowi.

To ile przeszedł, ta jego odyseja, świadczy o tym, że to był nietuzinkowy człowiek.

Ja wyrażam podziw dla mojego stryja jako bratanica, bo do końca miał silny kręgosłup moralny, tak bym powiedziała po latach. Był wymagający dla siebie i dla ludzi których szkolił. Wciąż się zastanawiam nad tym jak on tak się mógł angażować bez reszty.

Czy to wojna go tak nauczyła, żeby być takim wiernym do końca przysiędze, którą złożył? Czy miał takie cechy albo geny Bednarczyków, które dawały mu tę siłę? Ja też jestem dosyć uparta w poszukiwaniu… Może tej odwagi nie mam, ale dzięki temu jako jedyna w rodzinie zagłębiam się w poszukiwanie informacji o stryju, w poszukiwanie faktów, które są różnie oceniane.

A jeśli bym porozmawiał z innym członkiem Pani rodziny, to czy odbiór Aleksandra byłby spójny? Czy zdania są może podzielone, są jakieś rozbieżności?

A.N.: Uważam, że nie bardzo interesują się tym, czym ja się interesuję. Ja jestem wierna upamiętnieniu stryja. Działam w stowarzyszeniu (Stowarzyszenie Historii Ziemi Ostrołęckiej im. kpt. Aleksandra Bednarczyka „Adama” – J. D.) i jako jego sekretarz czuję się zobligowana do dbania o pamięć o moim stryju. Rodzina natomiast żyje tu i teraz, nie zagłębiają się w przeszłość tak jak ja to robię.

Ale wiedzą kim był Aleksander? Jego życiorys jest im znany?

A.N.: Jest znany – jak najbardziej. Cieszą się, że jest taka jedna osoba, która wszystko zbiera, dokumentuje. Rodzina jest wdzięczna, że napisałam książkę, a także za to, że dbam o dobre imię stryja.

A czy żyją może jeszcze świadkowie życia „Adama”? Czy miała Pani okazję z kimś na jego temat porozmawiać?

A.N.: Tak, miałam wiele takich rozmów – w zdecydowanej większości są to fakty już dzisiaj powszechnie znane, potwierdzające niezłomność i hart ducha mojego stryja. Jedną z ciekawszych relacji zdała mi moja bratanica (córka najmłodszego z braci, Franciszka – J. D.), mieszkająca na co dzień w USA. Kiedy w latach 60-tych XX wieku uczyłam się w Liceum Pedagogicznym w Ostrołęce, sekretarka szkoły – Pani Helena Rudnicka – poprosiła mnie do sekretariatu.

Kiedy zostałyśmy same zapytała mnie tak: Dziecko, czy ty wiesz coś na temat swojego stryjka Aleksandra Bednarczyka? Byłam jego sekretarką o ps. Chrząszcz. Odpowiedziałam, że nie, że niewiele wtedy wiedziałam. Od niej dowiedziałam się, że był w konspiracji, a ona była jedną z jego łączniczek.

Powiedziała, że chodziła z nim do Gimnazjum Państwowego im. Króla Stanisława Leszczyńskiego i że znali się bardzo dobrze. W szkole był popularny, wiele osób go lubiło, miał wielu przyjaciół. Uczył się bardzo dobrze i był ambitny.

Po maturze chciał skończyć studia prawnicze. Podkreśliła, że był przekonujący i bardzo przystojny. Wiele dziewcząt w nim się podkochiwało, włącznie z nią.

Potrafił podejmować mądre i odważne decyzje. W Rzekuniu inni go słuchali.

Posiadał bardzo dobrą orientację w terenie walk. Kiedy wpadał do naszego domu (mieszkaliśmy przy stacji PKP), był bardzo wyczerpany. Bo jego akcje były dokładnie opracowywane, jednak bardzo niebezpieczne i często z trudem, ale skutecznie udawało mu się uciekać Niemcom.

Podkreślał, że dopóki może, to będzie walczył z wrogami Ojczyzny. Udało mu się przeżyć wojnę i nadal działać w partyzantce. Zginął dlatego, że ktoś zdradził komunistom jego kwaterę w Gnatach koło Lelisa. Na koniec rozmowy Pani Rudnicka rozpłakała się…

Jakie wydarzenia upamiętniające postać Aleksandra Bednarczyka, zapadły Pani w pamięć najbardziej?

A.N.: W 2014 r., kiedy akurat byłam w Gdańsku, Ostrołęka przyjmowała za patrona miasta Jana Pawła II. Tego samego dnia na sesji Rady Miasta ustanowiono, że na osiedlu Pomian w Ostrołęce jedna z ulic przyjmie imię i nazwisko mojego stryja.

Wtedy na sesji zostało odczytane podziękowanie ode mnie, że takie nadanie będzie miało miejsce. Potem w 2016 r. dowiedziałam się, że jest drużyna harcerzy, której patronuje stryj. W zawiązku z tym zdecydowałam się na wsparcie i pomoc grupie tych młodych ludzi.

Są rajdy śladami Bednarczyka, w które jestem zaangażowana. Opowiadam wtedy o stryju, dzielę się zdjęciami, wspomnieniami, z czego mam wielką radość. W tym momencie chciałabym też podziękować zaangażowanym, bo upamiętnienie idzie dosyć aktywnie, są jeszcze ludzie, którym na tym zależy.

Czego by Pani sobie życzyła na zbliżającą się w przyszłym roku osiemdziesiątą rocznicę śmierci Aleksandra?

A.N.: Życzyłabym sobie przy okazji tej rocznicy, ocalić na długie lata pamięć o dwóch patriotach pochodzących z Rzekunia – ks. proboszczu Marianie Skłodowskim i kpt. Aleksandrze Bednarczyku „Adamie”. Niedawno pojawił się pomysł posadzenia dębów pamięci, jako takiego „żywego pomnika”.

W wyrazie hołdu dla nich. Idea zrodziła się podczas jednego z posiedzeń zarządu Stowarzyszenia Historii Ziemi Ostrołęckiej. Moim zdaniem cel jest piękny i wart poświęcenia uwagi. Aby ucieleśnić tę ideę, odbyłam już kilka rozmów z ludźmi, którzy byliby w stanie pomóc i wesprzeć jej realizację.

Rok 2026 to okrągła rocznica śmierci kpt. Bednarczyka. Dęby pamięci byłyby też formą edukacji historycznej dla młodego pokolenia i wyrazem szczególnej miłości do Ojczyzny – mądrej i pogłębionej wiedzą o przeszłości.

Jeśli miałaby Pani możliwość zadać stryjkowi jedno pytanie…

A.N.: Stryjku, najpierw chciałabym Ci podziękować za tego ducha walki, za Twoją determinację w czasie, kiedy całe swoje młode życie, zakończone dramatyczną śmiercią, poświęciłeś dla swojej Ojczyzny.

Moje pytanie jest takie: czy warto było oddać swoje życie tej walce, za którą zapłaciłeś najwyższą cenę?

Miałeś przecież plany, marzenia, chciałeś studiować, pewnie też założyć rodzinę. Wojna Ci to wszystko przerwała i pewnie wymogła na Tobie postawę, którą do końca prezentowałeś. Wiedz, że jesteś dumą naszej rodziny, żyjesz w naszych sercach i pamięci mieszkańców Rzekunia. Jesteś bohaterem ziemi ostrołęckiej i za to Ci wieczna chwała.

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

Aleksander Bednarczyk (1913-1946), ur. w Rzekuniu w rodzinie rolników Wacława i Emilii z domu Nawrockiej. W latach 1920-1927 uczył się w szkole powszechnej w swojej rodzinnej miejscowości. W Gimnazjum Państwowym im. Króla Stanisława Leszczyńskiego w Ostrołęce zdał maturę.

Był słuchaczem na kursie podchorążych rezerwy piechoty przy 71. Pułku Piechoty w Zambrowie. Otrzymał przydział do 33. Pułku Piechoty Strzelców Kurpiowskich, który stacjonował w Łomży. W sierpniu 1937 r. awansował do stopnia podporucznika rezerwy piechoty.

Do wybuchu wojny pracował w kancelarii notariusza Dobrowolskiego w Ostrołęce. W sierpniu 1939 r. został zmobilizowany (z przydziałem do Batalionu Obrony Narodowej). Jako dowódca plutonu walczył na linii rzeki Narew, w rejonie Czerwonego Boru i Andrzejewa.

Po zakończeniu wojny obronnej wrócił do Rzekunia. Od maja 1940 r. był żołnierzem Związku Walki Zbrojnej, a następnie Armii Krajowej w Obwodzie Ostrołęka (kryptonimy: Sęp, Jeleń, Gruszka). W komendzie obwodu pełnił funkcję szefa wyszkolenia, wyróżniając się umiejętnościami organizacyjnymi. W czerwcu 1944 r. objął dodatkowo stanowisko komendanta II „Ośrodka walki”. Uczestniczył w akcji „Burza” (w szeregach 5. Pułku Ułanów Spieszonych AK).

W październiku 1944 r. został aresztowany we wsi Brzozowa w gm. Łyse (wraz z dwoma współpracownikami). Przewieziono go do obozu karnego w Działdowie, gdzie sąd wojskowy z Ciechanowa skazał go na karę śmierci przez ścięcie toporem.

Wyrok miał być wykonany w obozie koncentracyjnym Stutthof jednak pod koniec grudnia 1944 r. ponownie przewieziono go do Działdowa (w celu wznowienia śledztwa). Podczas ewakuacji obozu w styczniu 1945 r. uciekł, a następnie zajął się pracą konspiracyjną.

W lutym 1945 r. mianowano go komendantem organizacji AKO (Armia Krajowa Obywatelska) w Obwodzie Ostrołęka. Od września 1945 r. kierował Obwodem Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” Ostrołęka (krypt. Dorota). Od sierpnia 1946 r. pełnił również obowiązki inspektora Inspektoratu Mazowieckiego Zrzeszenia „WiN”. 1 czerwca 1946 r. został awansowany do stopnia kapitana.

W nocy z 19 na 20 grudnia 1946 r. grupa operacyjna Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego z Ostrołęki otoczyła kwaterę „Adama” znajdującą się w gospodarstwie Czesława Kruczyka „Bociana” we wsi Gnaty (gm. Lelis). Kapitan nie zamierzał składać broni.

W wyniku strzelaniny został śmiertelnie ranny podczas próby wyrwania się z okrążenia. Funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa nie udzielili mu pomocy medycznej. Zmarł podczas transportu do Ostrołęki. Przez kilka dni zwłoki leżały na dziedzińcu PUBP w Ostrołęce, w celu identyfikacji przez aresztowanych żołnierzy Zrzeszenia „WiN”.

Ciało wrzucono do Narwi, skąd kilkanaście kilometrów dalej wyłowił je rybak ze wsi Dzbenin nazwiskiem Nurczyk, który powiadomił rodzinę kpt. Bednarczyka. Bracia Franciszek i Stanisław przenieśli je do grobu rodzinnego na cmentarzu w Rzekuniu, gdzie pod osłoną nocy wiosną 1947 r. pochowano je na cmentarzu parafialnym.

Przejdź do treści