Skip to content Skip to footer

Konrad Bartoszewski (1914-1987) „Wir”

Tryptyk

Dywersant w obronie Zamojszczyzny

Pierwszy z felietonów poświęconych osobie por. Konrada Bartoszewskiego (1914-1987) „Wira” za cel stawiał nakreślenie podstawowych faktów z jego życiorysu.

Zawierał również autorski wybór fragmentów nowel i opowiadań, które zostawił potomnym. Poprzez ich przytoczenie, starano się ukazać głębię oraz literackie piękno refleksji Bartoszewskiego nad wojną, losem i wyborami partyzanta.

Z racji niezwykłego kolorytu biografii, choć skąpanej we krwi i bólu, warto bardziej szczegółowo opowiedzieć o kilku chociażby wydarzeniach będących jego udziałem. Tak zatem powstały drobne trzy teksty, przybliżające zimę przełomu 1942 i 1943 r.

Na zawsze zmieniła ona Bartoszewskiego, naznaczając jego życie niezbywalnym bohaterstwem, ale i wielką traumą. Oto i pierwsza opowieść, do której lektury serdecznie zachęcam. Kolejne części będą publikowane w najbliższych tygodniach.

Terror okupacji niemieckiej

Konrad Bartoszewski do konspiracji niepodległościowej przystał w końcu 1939 r. Przeszedł symboliczną sztafetę od Służby Zwycięstwu Polski, przez Związek Walki Zbrojnej aż po Armię Krajową.

W październiku 1942 r. został dowódcą Rejonu Józefów AK, awansując przy tym na stopień podporucznika. Wówczas to formalnie przybrał też pseudonim „Wir”. Nim posługiwał się przez wszystkie kolejne lata.

Owa jesień była czasem nasilenia ogólnego terroru niemieckiego wobec obywateli polskich. Tak też działo się i na Zamojszczyźnie. Okupanci wydawali bezlitosne nakazy dostarczania kontyngentów zboża po niedawnych żniwach. Pojawiły się również specjalne oddziały SS, siejące postrach i śmierć.

Represje szczególne natężenie osiągnęły wraz z rozpoczęciem tzw. Akcji Zamość, czyli operacji masowego wysiedlania mieszkańców tych terenów. Ta wiązała się z planem nazistów, zakładającym całkowitą zmianę struktury etnicznej Europy Środkowo-Wschodniej.

Miało się to dokonać poprzez wywózki i eksterminację rdzennych mieszkańców. Na ich miejsce chciano osiedlić Niemców. Akcja została zarządzona na samych szczytach władzy III Rzeszy. Rozkaz wydał Heinrich Himmler, Reichsführer SS. Generalnym wykonawcą mianował natomiast dowódcę SS na Dystrykt Lublin, Grupenführera Odilo Globocnika.

Pierwsze wywózki

W nocy z 27 na 28 listopada 1942 r. we wsi Skierbieszów rozpoczęły się pierwsze wywózki. W tej osadzie, położonej między Zamościem i Krasnymstawem, niewielkie gospodarstwo prowadziła rodzina Wiśniewskich. Ich sześcioletni wówczas syn Marian doskonale zapamiętał trwogę tamtej nocy.

Opowiadał: był poranek i mam w oczach, jak – chociaż to był listopad – słońce zagląda do domu. Widzę stojących Niemców. (…) mieliśmy około pół godziny, żeby zabrać najpotrzebniejsze rzeczy – można było wziąć tylko to, co uniesie się w rękach. Rodzice nasze rzeczy włożyli w jakieś płachty, mnie dano do niesienia litr mleka i kasetkę, śliską strasznie, w której były dokumenty rodzinne. Co chwilę wysuwała mi się z rąk. Rodzice stawali przed komisją niemiecką na badania, chodziło chyba o czystość rasową i o przydatność do pracy. Komisja decydowała, czy kogoś wywożono do Oświęcimia, czy na roboty do Niemiec. A część, w tym moich rodziców, przesiedlono do sąsiedniej wioski jako siłę roboczą.

Marian jest dziś znany pod innym imieniem, przybranym już w Zakonie Kaznodziejskim – Ludwik. Tym kilkuletnim chłopcem był bowiem o. Ludwik Wiśniewski OP. Legendarny duszpasterz opozycji demokratycznej oraz duchowy mistrz środowiska „Spotkań” i Ruchu Młodej Polski.

Tak panicznego nastroju jeszcze u nas nie było

Atmosferę tamtych dni skrupulatnie odnotowywał Zygmunt Klukowski. Na kartach swojej słynnej „Zamojszczyzny” zawarł trwogę i rozpacz mieszkańców rodzinnego Szczebrzeszyna.

Jego zapiski z pierwszych dni grudnia 1942 r. oddają to aż zbyt wyraźnie: wszyscy są pod przygnębiającym wrażeniem wysiedlania. Od wczorajszego dnia – nawet i w nocy – prawie bez przerwy ciągną furmanki od strony Zamościa w kierunku na Zwierzyniec. (…) Ciężki jest nastrój. Wciąż słyszę turkot jadących po szosie furmanek. Myśl moja uparcie wraca do tej nowej fali tułaczy idących na poniewierkę, a częściowo na zagładę, bo małe dzieci w zimowych miesiącach umierać będą masami. (…) Tak panicznego nastroju jeszcze u nas nie było.

Szczególnie przygnębiające są opisy wielokrotnych, masowych łapanek. Zatrzymywani dziesiątkami, młodzi najczęściej ludzie, wywożeni byli do obozów pracy i także tych koncentracyjnych. Esesmani oraz funkcjonariusze policji granatowej nie zwykli okazywać litości. Nikomu.

I o tym przyszło Klukowskiemu też niestety zdawać relację: dziś rano odbyła się w mieście łapanka wśród młodzieży, prawdopodobnie na roboty do Niemiec. Zabrano ogółem 26 osób, z przewagą dziewczynek, i popędzono na stację. Całą akcję przeprowadzono brutalnie, po swojemu, zrozpaczonym matkom nie pozwolono nawet podać chleba na drogę przemocą wywożonym dzieciom. Wielu widziało się na tej dworcowej stacji po raz ostatni.

W lasach gromadzi się coraz więcej mężczyzn

Brutalne wypędzenia ludzi, zamieszkujących swoją małą ojczyznę nieraz od dziesiątek pokoleń, spowodowały naturalny wzrost oporu społecznego. Coraz więcej osób zgłaszało się do organizacji konspiracyjnych walczących z Niemcami.

Nieformalnym dowódcą oddziałów dywersji na terenie Obwodu Biłgoraj AK został właśnie Konrad Bartoszewski. Miał dokonać odwetu na Niemcach za pacyfikację Zamojszczyzny. Korespondowało to z rozkazem nr 77 Komendanta Głównego AK, gen. Stefana Roweckiego „Grota”.

W nim nakazywał on mieszkańcom wysiedlanych obszarów stawianie oporu w sposób czynny i bierny. Opowiadał w innym miejscu swojego dziennika Zygmunt Klukowski: a w lasach gromadzi się coraz więcej mężczyzn z wysiedlonych wsi, z przewagą byłych wojskowych. Uzbrojeni są w karabiny i ręczne granaty. Wszyscy oni opanowani są żądzą zemsty. Rwą się do jakiejś roboty, przede wszystkim do palenia i niszczenia tego, co pozostało w ich wsiach i zagrodach, żeby Niemcy nie korzystali z ich własności. Jak słyszałem, dowódcy, którzy w lasach skupiają koło siebie ludzi, z trudem powstrzymują ich od bezplanowej akcji.

Imponujące sukcesy dywersji

Bartoszewski osobiście przeprowadził kilka operacji dywersyjnych. Najczęściej miał pod komendą kilkunastu (kilkudziesięciu) żołnierzy oraz członków siatek. Nacisk położono na infrastrukturę kolejową łączącą Lublin i Warszawę ze Lwowem.

6 grudnia 1942 r. Konrad Bartoszewski osobiście wysadził most na rzece Łosiniec. Dwa tygodnie później podobnie „postąpił” z lokomotywą i odcinkiem torów kolejowych w pobliżu Kruglika. W święto Trzech Króli 1943 r., dowodził kilkoma plutonami w łącznej sile blisko 100 partyzantów.

Potraktował to jako znakomite ćwiczenia bojowe, gdyż pierwszy raz miał pod sobą tylu podkomendnych. Oddziały te zdemolowały stację kolejową w Suścu oraz wysadziły kolejny most na rzece Łosiniec. Zniszczeniu uległa maszynownia, wieża ciśnień oraz budki zwrotnicze.

Przytoczmy fragment relacji samego Konrada Bartoszewskiego z tejże nocy: zakładam na nowo pozostały kawałek lontu w spłonce, spłonkę w gniazdko. Ładunek wsadzam za rurę biegnącą wzdłuż kotła i zapalam. Pali się! Wybiegamy z maszynowni. Odbiegamy około 50 metrów i stajemy za węgłem drewnianej szopy. Za chwilę potężny błysk i huk. Zdawało nam się, że dach maszynowni wyleciał w górę. Tam, gdzie była maszynownia, słup pyłu, pary i dymu. Kocioł był przecież pod parą. Odczekujemy chwilę i zbliżamy się do maszynowni. Mury hali stoją, ale dach zawalony. Wchodzimy do wnętrza. Kocioł parowy i urządzenia maszynowni zniszczone całkowicie. Do wnętrza trudno się dostać. Ta wieża ciśnień nie będzie działać na pewno, a zważywszy, że była jedyną czynną na przestrzeni od Bełżca do Zawady, to zniszczenie jej przesądza sprawę ruchu towarowego na tym odcinku.

Sukcesy były zatem imponujące, odzew społeczny również. Krewni wciągali krewnych, znajomi znajomych. Do wzięcia udziału w kolejnych akcjach zgłaszało się nawet kilkuset chętnych.

Polowanie na „Wira”

Niemcy również odczuwali skutki działań dywersyjnych, za które odpowiedzialny był Bartoszewski. Widząc jego osiągnięcia, bezpośredni przełożony (dowódca Obwodu Biłgoraj AK kpt. Józef Gniewkowski „Orsza”) polecił Bartoszewskiemu sformowanie oddziału stałego.

Blisko 40 żołnierzy miało pozostawać do dyspozycji „Wira” nieustannie, a nie tylko na potrzeby konkretnej akcji być pośpiesznie skrzykiwanymi z okolicy. Rozkaz tej treści „Orsza” wydał 2 lutego 1943 r. Nie wiedział, że w tym samym momencie feldmarszałek Paulus kapitulował pod Stalingradem, a losy wojny ostatecznie się odwracały.

Luty 1943 r. był czasem kolejnych akcji oddziału Bartoszewskiego. Tak skutecznych, że zwróciły bezpośrednią uwagę Niemców. Za nadrzędny cel postawili sobie wyeliminowanie dowódcy, który tak im szkodził. O polowaniu na Konrada Bartoszewskiego opowiadać będzie kolejny tekst.

Pierwszą część tryptyku warto zakończyć też trafną oceną Konrada Bartoszewskiego wyrażoną przez Andrzeja Harkota, jego biografa: Bartoszewski pomimo, że ukończył służbę wojskową i brał udział w kampanii wrześniowej, nie był zawodowym żołnierzem. W jego cechach charakteru przejawiała się humanistyczna postawa młodego i niedoświadczonego człowieka, który tuż po ukończeniu studiów, został rzucony na bezwzględną arenę wojny, w której chodziło o przetrwanie jego państwa i narodu.

A o tym jak niewysłowienie bezwzględna była przekonamy się z kolejnych felietonów poświęconych Bartoszewskiemu i jego najbliższej rodzinie, której niestety przetrwać się nie udało.

Krzysztof Dąbkowski

Bibliografia:

  • Bartoszewski K., Relacje, wspomnienia, opracowania, i oprac. I. Caban, Lublin 1996.
  • Bartoszewski K., Sąd polowy, Biłgoraj 1995.
  • Harkot A., Porucznik Konrad Bartoszewski „Wir” (1914-1987), Warszawa 2018 (praca doktorska napisana pod kierunkiem prof. dr. hab. Wiesława Jan Wysockiego).
  • Klukowski Z., Zamojszczyzna 1918-1959, Warszawa 2023.
  • Szaynok B., Rozmowy z Ojcem Ludwikiem Wiśniewskim, Kraków 2012.
  • Wnuk R., Poleszak S., Niezłomni czy realiści?: polskie podziemie antykomunistyczne bez patosu, Kraków 2024.

Źródło zdjęć: Bartoszewski K., Relacje, wspomnienia, opracowania, i oprac. I. Caban, Lublin 1996.

Przejdź do treści