Już za życia stał się legendą Białostocczyzny. Opowieści o jego wyczynach i brawurowych akcjach były żywe wśród ludności w tamtej epoce. I pomimo upływu czasu i pokoleń nadal zajmują miejsce w pamięci zbiorowej.
Ciężarówka powoli jechała; poprzedzał ją wojskowy gazik z uzbrojonymi ubowcami. Przez częściowo zrolowaną płachtę brezentu widział samochód obstawy z KBW…
To fragment krótkiego, ale niezwykłego i poruszającego listu podporucznika Tadeusza Narkiewicza – „Ciemnego” do Rodziców. Oddaje on doskonale motywacje i wybory jego autora.
Była to jedna z największych wsyp w dziejach konspiracji niepodległościowej na Białostocczyźnie od 1939 roku.
Rok 199…, gdzieś na pojezierzu Drawskim. Siwowłosy mężczyzna leniwie przeciągnął się siedząc w krześle; ziewnął i rozciągnął skrzyżowane nogi. Ziewnął potężne jeszcze raz.
Pani Edwarda pochyliła się nad położoną na stole fotografią. Po chwili wskazując palcem na centralnie siedzącą postać za stołem powiedziała: To „Cygan”. A ten po lewo…to chyba… – zawiesiła głos na kilkanaście sekund – …Ciemny.
Ta najważniejsza opowieść w moim życiu, zaczęła się na początku 1946 roku. Służyłem wtedy w stopniu plutonowego w oddziale „Ciemnego”- Tadeusz Narkiewicza. To była 20 –osobowa grupa Ochrony Sztabu Okręgu Białostockiego NZW, która pełniła także rolę Żandarmerii Okręgowej.
Ani się nie obejrzał gdy zapadł zmierzch. Wyszedł z budynku zatrzaskując drzwi. Inwentarz nakarmiony, można powoli wracać do chałupy. Jeszcze tylko chwila – trzeba wyciągnąć wodę do wiadra na noc. Spojrzał na niebo, było bezchmurne ale powietrze stawało się coraz bardziej ostre. „Idzie na mrozek”…