Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

Konrad Bartoszewski (1914-1987) „Wir”

Był jednym z czołowych dowódców Armii Krajowej (AK) na Lubelszczyźnie. W konspiracji działał od jesieni 1939 r. (Służba Zwycięstwu Polski, ZWZ, AK). Jako dowódca Rejonu AK Józefów Biłgorajski kierował licznymi akcjami dywersyjnymi już w trakcie wysiedlania Zamojszczyny. W akcie zemsty Niemcy rozstrzelali całą jego rodzinę.

Konrad Bartoszewski mimo wielkiej traumy nie wycofał się z działalności podziemnej. Zorganizował pierwszy partyzancki oddział leśny na terenie Obwodu AK Biłgoraj.

Ciężko ranny po postrzale w biodro, pozostawał niepełnosprawny przez całe późniejsze życie. W czerwcu 1944 r. poprowadził zgrupowanie AK i Batalionów Chłopskich podczas słynnej bitwy pod Osuchami. Po rozwiązaniu AK pozostał w lesie.

Dowodził akcją rozbicia więzienia w Biłgoraju oraz neutralizacji obozu NKWD w Błudku. Następnie działał w Zrzeszeniu „Wolność i Niezawisłość”. W 1947 r. ujawnił się (skorzystał z ogłoszonej przez komunistów amnestii). Nie pozwoliło mu to jednak prowadzić normalnego życia.

Został aresztowany i osadzony na kilka lat w więzieniu mokotowskim. Po opuszczeniu zakładu karnego uczył w szkole oraz pracował z młodzieżą chorą i kaleką. Uzyskał doktorat, a ostatnie kilkanaście lat życia związał z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim.

Prowadził badania naukowe z zakresu filologii polskiej, napisał liczne hasła encyklopedyczne. Przez wiele lat był inwigilowany przez komunistyczne służby. Zmarł 21 kwietnia 1987 r.

W 1995 r. ukazał się zbiór 20 nowel i opowiadań Konrada Bartoszewskiego – „Sąd Polowy”. Ich motywem przewodnim stały się wspomnienia i refleksje autora z czasów II wojny światowej.

Część utworów była publikowana już wcześniej, na łamach różnych czasopism oraz wydawnictw. Jednak większość z nich ukazała się wówczas pierwszy raz (po śmierci „Wira” odnaleziono je w jego w zapiskach). Teksty urzekają wrażliwością, humanistycznym usposobieniem Bartoszewskiego.

Oddają okropieństwa minionej wojny – czasu, w którym wszechobecna i brutalna śmierć mogła spotkać każdego. To także wierne przybliżenie rzeczywistych wydarzeń z życia Konrada Bartoszewskiego.

Poniżej zaprezentowany wybór ma charakter autorski. Został dokonany w oparciu o kryterium subiektywne, w założeniu mające oddawać istotę całości wspomnień. Serdecznie zachęcam do lektury.

Krzysztof Dąbkowski

Źródło fot. Archiwum Uniwersyteckie KUL

Sąd polowy

(wybór fragmentów)

Wydarzenia tej nocy następowały po sobie szybko, jak zawsze, kiedy opatrzność przez przesadną szczodrość lub nieuwagę dostarcza nam ich w nadmiarze. Gorzej, jeśli ta sama opatrzność dostrzeże, że przydział przeżyć zostanie wyczerpany.

– o rozwoju akcji bojowej („Kasztanek, czyli opowiastka z morałem”, s. 20)

Z jakim tyłkiem pójdziesz do piachu, to obojętne, ale z jaką gębą będziesz chodził po świecie, to nie jest wszystko jedno. Jeśli położysz łeb, twoje szczęście, ale jak nie, to całe życie będziesz miał kaca, za tę jedną godzinę słabości. Porachuj, czy się opłaca…

­– jeden z dowódców o honorze i życiowych wyborach („Gęba Starego”, s. 31)

– Ktoś to musi zrobić – dodał pojednawczo – Potem, po wszystkim, muszą zapomnieć o tym. Na nic to się da. Nawet jeśli zepchną na samo dno niepamięci, to nic nie pomoże. Nie będą tylko wiedzieli wtedy, co ich drąży, co ich niepokoi, i będą się bali. Człowiek zawsze boi się najbardziej tego, czego nie rozumie.

­– o wykonywaniu wyroków śmierci („Wyrok”, s. 33)

– W działaniu człowiek zawsze jest sam. Dopiero, kiedy popatrzy na to, co zrobił, dostrzega, że byli też inni, ale to potem…

– o walce („Wyrok”, s. 38)

– Boję się, żeby dzieci z mojej szkoły nie mówiły potem, już po wszystkim, że ich pan zmarł w czasie wojny. Wolałbym, żeby mówiły, że zginął.

­– ciężko chory nauczyciel o śmierci w trakcie wojny („Vis”, s. 41)

Wszystko było niestety zupełnie jasne i oczywiste, aż nazbyt oczywiste. Stary jednak zwodził, kluczył, nie mówił wszystkiego, co wiedział, wyraźnie bał się tego momentu, w którym trzeba byłoby zrezygnować ostatecznie z nadziei na uratowanie jego i… nas. Bo czy będziemy teraz mogli wierzyć sobie i w siebie? Był jednym z nas.

– rozpacz jednego z dowódców po zdradzie podkomendnego („Sąd polowy”, s. 45)

Niemiec poruszył się, zachrzęściło łamane zboże. Znowu zatrzymał się. Pomyślałem sobie, że stanął tak, żeby rąbnąć mnie w łeb, obrócić się i pójść dalej. Może nie lubił patrzeć na tych, których zabijał? Ale on jeszcze zrobił ze dwa, trzy kroki. Pomyślałem wtedy, że nie chce strzelać z bliska, żeby go krew nie obryzgała. Może on taki, że nie lubi tego, chce być zawsze czysty. Ale nie! On odchodził. Kiedy otworzyłem oczy i obróciłem głowę, to już go nie widziałem, bo zboże było duże i dorodne. Jakiś porządny człowiek – pomyślałem sobie – bo to były takie czasy, pan nie pamięta tego, że jak człowiek mógł zabić drugiego i nie zabił, to znaczy, że był porządny. A wiesz pan, co się w tym czasie zmieściło? Co najmniej te trzydzieści parę lat, które już po tym przeżyłem! Tak, proszę pana, ja właściwie wtedy już wszystko przeżyłem, całe życie. I teraz to mi się wydaje, że czas to mi tak przecieka przez palce jak piasek, jak woda i że właściwie to się już nic nie dzieje.

– wspomnienie jednego z rozmówców „Wira” o trwodze i „darowanym” życiu („Zegarek”, s. 53)

– Chłopaki to mówią, że tu trzeba grać w otwarte karty. Jak przychodzisz do lasu po to, żeby łeb nadstawiać – bo tak trzeba. I nic więcej. Wtedy żadne złe się nie przypieprzy i możesz tylko na sobie polegać. A jak kto kombinuje coś na boku, to pochodzi trochę i cześć.

– Co to znaczy: na boku?

– No, jak tam myśli coś prywatnie – roześmiał się.

– A Fredek?

– On przyszedł tu, żeby swojej babce zaimponować, zo bohatera się zostać. Takich to zaraz coś spotka i pokrzyżuje plany.

­­­– dialog o motywacjach i losie żołnierzy podziemia („Pomścimy śmierć Korala”, s. 64)

Wszystkiemu zaś winien brak wyobraźni. Trudno przewidzieć wszystkie skutki swego postępowania. Dopiero potem człowiek widzi, że nie żyje sam, że omotany jest pajęczyną powiązań, związków, zależności. I dopiero wtenczas ma kaca.

­– o przewidywaniu skutków („Pomścimy śmierć Korala”, s. 65)

Są bowiem wydarzenia, które raz na zawsze wszystko zamykają, podsumowują i nic już nie można naprawić. Właśnie śmierć. Boimy się jej nie tylko sami, ale często o tych, którym wyrządziliśmy krzywdę i nigdy już nie będziemy mogli jej naprawić.

– o śmierci („Pomścimy śmierć Korala”, s. 67)

Szeptałem.

– Przeze mnie zginąłeś. Chciałeś pokazać, że też to potrafisz. Ale czy brałeś pod uwagę, że to się może tak skończyć i ja będę temu winien. Co?

Uważałeś, że jeśli ja tak niegodnie postąpiłem, to i tobie było wolno? Miałeś rację. Ale czy brałeś pod uwagę, że w tym układzie, jaki zaistniał, ja i tak musiałem przegrać, bez względu na to, jak by się to dla ciebie skończyło. Sądzisz, że byłem nielojalny wobec ciebie. To prawda. Ale dlaczego byłeś taki nieostrożny? Czy tak bardzo ci zależało na tym, żeby pognębić bez szans na naprawienie czegokolwiek? Nie myślałeś o innej wygranej? Nie wierzyłeś w siebie? Przecież wiedziałeś, żeś więcej wart ode mnie. Czy to ci nie wystarczało? […]

Wiedziałeś, że jestem próżny, widziałeś, jak obnosiłem się ze źle maskowaną pychą, z tą swoją sławą, z tym swoim bohaterstwem funta kłaków niewartym, na które złożyły się szczęśliwe zbiegi okoliczności i niejaka dyspozycja do ryzyka. Wiedziałeś, jak niewiele było to warte. Wiedziałeś, nie zaprzeczysz, a mimo to uważałeś za stosowne podtrzymywać tę nieprawdziwą opinię. Tak, nawet do niej mówiłeś o mnie z całym uznaniem. Uważałeś, że to było takie rycerskie. Też byłeś próżny. […]

Ale nie wziąłeś tego pod uwagę, że ja też mam sumienie, chociaż zasad nie mam… i wyobraźni nie mam. Tego nie wziąłeś pod uwagę. To prawda, że łykałem pochlebstwa, jakimi mnie karmiono, jak indyk gałki, ale ja nie byłem łajdakiem, ja byłem tylko próżny.

Teraz wiem, że nie można być chojrakiem, jak się nie jest skończonym łajdakiem, bo wtenczas boli.

­­– zrozpoczony „Wir” nad ciałem swojego żołnierza („Pomścimy śmierć Korala”, s. 69-70)

Cóż: każdy z nas, oprócz zwykłego bagażu, wiezie jeszcze jakąś tajemnicę.

­– o realiach wojennych podróży („Lalka”, s. 73)

Widocznie wystarczy myśleć o czyimś szczęściu, żeby wierzyć we własne.

– o szczęściu („Lalka”, s. 74)

– Umierać tak przez zwykły przypadek…

– Co to znaczy? – zdziwiła się.

– Tak bez głębszej motywacji… przez przypadek…

– A praca, to niedostateczna motywacja? – zaproponowała.

– Dziś? – próbowałem jej tłumaczyć, mając oczywiście na myśli wojnę, okupację. – Dziś, kiedy można śmierci nadać dodatkowy sens, dodatkową wartość, kiedy nie musi być czymś przypadkowym czy zwykłą koniecznością biologiczną…

– Co pan mówi? – przerwała mi.

– …dlatego tak wielu młodych ludzi potrafi dziś tak łatwo umierać.

– I nie żałują życia? Nie żałują tego, że już niczego wiecej dokonają, że już niczego nie naprawią?

– Może żałują, ale umierają.

– rozmowa „Wira” z pielęgniarką o śmierci młodego hutnika przygnieconego suwnicą („Noc i poranek w szpitalu”, s. 88)

Nie mógł być dla niej inny. Pamiętał ją jako młodą, ładną kobietę. Przypominała mu jego własną młodość. Wówczas, jak wielu jego rówieśników, zalecał się do niej. Ludzie skłonni dramatyzować najbardziej oczywiste sytuacje, zwłaszcza jeśli można przy tej okazji coś złego o bliźnem powiedzieć, szeptali nawet potem, kiedy ożenił się z inną, że ją skrzywdził. Nikt jednak nie słyszał, żeby się skarżyła. Rodzice zadecydowali o tym, że wziął za żonę dziewczynę z większym posagiem. Byli natomiast tacy, co słyszeli, jak żałował tego. Ale dziś po tylu latach… Jakie to miało znaczenie?

– o dawnej miłości jednego z gospodarzy („Seweryn”, s. 93)

On był człowiekiem nieszczęśliwym, a ludzie nie lubią obcować z nieszczęściem, nawet cudzym.

­– o losie jednego z kolejarzy („Partyzant”, s. 103)

– Tym można bronić życia, które niezbędne jest do tej prawdziwej walki ze złem – powiedziała bez afektacji i uchylając chustę pokazała zatknięty za oficerski pas taki sam jak mój vis.

­– o oszczędnym sięganiu po broń („Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do kościołów”, s. 117)

­– To oczywiście jest sprawa łaski. Przecież pan mógł być taki sam jak ci źli, ci co mordują. Jeśli pan taki nie jest, to już nie pana zasługa, a jeśli tak, to winien pan komuś wdzięczność. Może to pan nazwać szczęśliwym przypadkiem, ale trudno żywić wdzięczność dla przypadku; już lepiej sobie, ale trudno byłoby w to uwierzyć. Wdzięczność nakłada na nas w każdym wypadku jakieś zobowiązania. Jeśli nie jesteśmy tak źli jak inni, to mamy obowiązek walczyć ze złem. Sama broń tu nie wystarczy.

– o przeznaczeniu człowieka, rozmowa „Wira” z Janiną („Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do kościołów”, s. 118)

Ja musiałam to zrobić. Przed sobą tłumaczyłam to potrzebą wytrwania przy czymś, co jest ważne. Uważałam, że ktoś powinien tu pozostać, że kościoła nie można było opuścić, bo to byłaby zdrada. Pan wie, co to jest zdrada, kiedy najważniejsza jest wierność. Bez wierności wszystko staje się niepewne, usuwa się spod nóg, a żeby walczyć trzeba stać mocno. Kiedyś mówiono o pojedynku jako wyzwaniu na udeptaną ziemię. Mnie się zdaje, że ja ubijam ziemię pod nogami walczących. Mnie się zdaje, że ich uczę wierności, a więc robię coś dobrego. A robić dobrze to znaczy – walczyć ze złem.

­­– fragment rozmowy „Wira” z Janiną, która nie straciła osobistej wiary wobec tragedii wojny („Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do kościołów”, s. 119)

W każdej niejasnej sytuacji najtrudniej jest nic nie robić, nawet wówczas, jeśli to jest najrozsądniejsze.

– fragment „Dziennika” z 22 czerwca 1944 r., s. 122

Wszystko gotowe. Teraz już tylko jedno słowo: „marsz” i – pójdą. Jak wiele znaczy to słowo. Znaczy: życie i śmierć. Dla jednych – życie, dla drugich – śmierć. Wsiadam na konia. Marsz…

­– początek bitwy pod Osuchami (fragment „Dziennika” z 25 czerwca 1944 r., s. 129)

Niepokój człowieka, dla którego samotność jest równoznaczna z bezpieczeństwem. Uczucie to dobrze jest znane ludziom, którym wypadło nocować w lesie.

­– o lęku („Kruk”, s. 132)

Oczywiście, nietrudno było wytropić w nich i ów moment ambicjonalny, ale któż jest od niego wolny. Czyż nie znał jednak wagi odpowiedzialności? To prawda, że trzeba było tych tragicznych dni czerwcowych, żeby on, Kruk, oficer zawodowy, pojął całą różnicę, jaka zachodzi między wojną regularną a partyzantką. Różnica ta polegała właśnie na stopniu odpowiedzialności. Tam rozkładała się niejako na wiele szczebli dowódczych i wykonawców, tu jeden człowiek ponosił całkowitą odpowiedzialność tak za koncepcję, jak wykonanie.

– o charakterystyce walki partyzanckiej („Kruk”, s. 141)

Wyszedłem taki sam, nie uporządkowany wewnętrznie, jak przyszedłem. Jutro Dzień Zaduszny. Pada deszcz. Pada tak samo jak przed rokiem i przed dwudziestu laty. Tylko ja nie jestem ten sam. Coś wygasło we mnie. Boże! Raz jeszcze wybacz mi to bluźnierstwo! Ocalenie nie zawsze jest łaską! Czy warto gromadzić latami nic nie znaczące śmiecie zdarzeń, nic nie znaczące okruchy quasi-przeżyć, które przysypują w pamięci to, co miało kiedyś niekłamaną wartość, a do czego dziś przez ten cały śmietnik dogrzebać się w pamięci trudno.

­ – przeżycia „Wira”, któremu dane było przeżyć („Wspomnienie”, s. 158)

Był rok 1943. Pełnia wojny. Trzeba było usprawiedliwić w sumieniu ludzkim wszystkie okropności i nadać im sens ognia oczyszczającego. Kiedy już wyroki losu skazały nas na nie, trudno było odwrócić się od nich. Wymiary czasu skurczyły się tak, iż trzeba było żyć chwilą grozy i znaleźć dla niej najwłaściwszą postawę. Słabi odwracali się od niej. Niewielu bowiem ludzi, jak napisał gdzieś Hebbel, zna ognie piekieł, większość staje u jego progów i grzeje się z daleka.

­– wojna i postawy wobec niej („Wspomnienie”, s. 159)

Aż dziwne, że tak niewielu ludzi pojmowało wówczas, co tak pięknie wyraził Duhamel w słowach wyrytych na mogiłach poległych pod Verdun: „jest coś cenniejszego niż życie, jest coś bardziej niezbędnego niż życie… skoro my tu jesteśmy”.

Ale któż to w tak niegodny sposób Was żałował?

Ci, co nie mają żarliwości wiary i namiętności pragnień. Ci, co czują niejednokrotnie i moc i wielkość, ale upośledzone ich dusze nie są przybytkiem, w który jakakolwiek wielkość by wstąpiła. Karla zazdrość każe umniejszać im wszystkto, co naprawdę wielkie. Odmawiając sensu temu co wielkie odnoszą do godności cnoty swoją małość. Tchórzostwo mierzą rozsądkiem, a małostkowość trzeźwym realizmem.

­- „Wir” gorzko podsumowujący tych, którzy wzgardzają ofiarą poległych żołnierzy („Wspomnienie”, s. 161-162)

0
    0
    Twój koszyk
    Twój koszyk jest pustyPowrót do sklepu
    Przejdź do treści