Konrad Bartoszewski (1914-1987) „Wir”
Tryptyk
Dywersant w obronie Zamojszczyzny
Osierocony
Prezentujemy Państwu ostatnią część tryptyku „Dywersant w obronie Zamojszczyzny”. Opowie ona o niemieckiej zemście na Konradzie Bartoszewskim „Wirze”. Okrucieństwo tego aktu przytłacza do dziś, choć od opisywanych wydarzeń minęło ponad 80 lat. Takie rany nigdy bowiem się nie bliźnią.
Po akcji „Selima”
Odbicie por. Konrada Bartoszewskiego „Wira” i ppor. Hieronima Miąca „Korsarza” przez ppor. Czesława Mużacza „Selima” nastąpiło przysłowiowo niemal w ostatniej chwili. Bartoszewski i Miąc byli wolni około 2-giej w nocy. O 4-tej w Józefowie spodziewano się natomiast już oddziału Niemców. Powiadomieni przez miejscowych żandarmów, mieli konwojować aresztowanych AK-owców do Zamościa, do siedziby Gestapo. Esesmani, w tym funkcjonariusze SD, przybywszy do miasta, zamierzali załatwić nie tylko tę „sprawę”. Mieli przygotowane listy osób zaangażowanych w działalność konspiracyjną. Zdobyte drogą donosów, brutalnych przesłuchań i działań wywiadowczych. Szykowane były zatem i inne aresztowania. Raz na zawsze Niemcy chcieli tym samym ukrócić byt „Rzeczpospolitej Józefowskiej”.
Po odzyskaniu wolności i zorganizowaniu transportu rannego „Selima”, „Wir” udał się do rodzinnego domu. Wiedział, że okupant będzie poszukiwał zemsty. A najbardziej dotkliwa byłaby ta na jego bliskich. Zastawszy matkę Janinę, przekonał ją do ucieczki. Wespół z nią Józefów musiał opuścić ojciec Wacław i młodsza siostra Winisława. Bartoszewski popełnił jednak błąd. Powinien był natychmiast wyprowadzić całą rodzinę, bez chwili zwlekania. Tak jednak nie zrobił. Tej decyzji przyjdzie mu żałować całe późniejsze życie.
Zbigniew Jakubik
Relację z tragicznych wydarzeń będących przedmiotem niniejszego felietonu dał Zbigniew Jakubik (1920-1976). Rodowity Lublinian, który tuż przed wybuchem wojny ukończył znane w mieście Gimnazjum im. Staszica. Pomyślnie zapowiadające się życie zawodowe Jakubika zahamował najazd dwóch totalitaryzmów. Siłą skierowany do obozu pracy, uciekł do rodziny zamieszkującej okolice Józefowa Biłgorajskiego. Tam zaangażował się w działalność konspiracyjną. Przystał do oddziału Konrada Bartoszewskiego, obierając pseudonim „Marek”. Pod jego komendą brał m.in. udział w bitwie pod Osuchami. Ciężko ranny, do zdrowia dochodził pod opieką słynnego dr. Zygmunta Klukowskiego. To pod jego wpływem i namową, Jakubik zaczął kreślić wspomnienia opisujące realia życia partyzanta. Po wojnie ukazały się drukiem, zatytułowane „Czapki na bakier”. Zbigniew Jakubik dedykował je swojemu dowódcy, Konradowi Bartoszewskiemu. Kilka lat później napisał też powieść „Mój wstrętny brzuch”. Prozą oddawał w niej początki władzy „ludowej” w Polsce. Sarkastyczne niejednokrotnie ujęcie tak ważkiego i podniosłego przecież tematu spotkało się z nieprzychylnością cenzury. I to nieprzychylnością nieprzemijającą pomimo różnych polskich miesięcy. „Mój wstrętny brzuch” ukazał się w księgarniach dopiero w 1995, wiele lat po śmierci Jakubika.
Ostatnia rozmowa z Mamą
Będąc w domu rodziców, „Wir” postanowił zwołać też podkomendnych. Ci ostatni mieli ponieść ostrzeżenie o możliwych represjach niemieckich za wydarzenia tej nocy wśród okolicznych mieszkańców. W tym celu Bartoszewski udał się do jednego z podjózefowskich gospodarstw. Należało do niejakiego Puźniaka i było miejscem zbiórki skrzykniętych naprędce konspiratorów. Zbigniew Jakubik miał w nim również kwaterę. Wspominał środek nocy z 25 na 26 lutego 1943 r. – przez chwilę krążę po podwórzu. Wreszcie idę za stodołę. Na łące, za gospodarskimi zabudowaniami stoi grupa mężczyzn. Gdy pochodzę, formują właśnie dwuszereg. Poznaję żołnierzy z drużyny alarmowej i znajomych z leśnej koncentracji. Przed dwuszeregiem przechadza się młody Bartoszewski. Najbliżej mnie, na końcu lewego skrzydła stoi wyciągnięty jak struna Berdzik z łopatą. Bartoszewski daje jakiś rozkaz… Dwuszereg wykonuje zwrot i rusza w kierunku zalesionego wzgórza. Przez chwilę waham się, czy nie dołączyć do oddziału. Zanim powziąłem jednak decyzję, oddział roztopił się we mgle.
Rynek otoczony przez Niemców
Była godzina 3 w nocy, a „Wir” faktycznie poprowadził żołnierzy w nieznanym Jakubikowi kierunku. Oddział udał się bowiem w stronę młyna Kraczki. Tam omówili swoje położenie. W trakcie rozmów, ich uszu dosięgł daleki warkot samochodów ciężarowych. To niemiecka kolumna wjeżdżała do Józefowa od strony szosy zamojskiej. Jeszcze nie świtało, było tuż po piątej rano. Bartoszewski wraz z oddziałem obserwował rzędy pojazdów, świadczące o sile niemieckiej ekspedycji karnej. Podjęcie walki nie wróżyło sukcesu, a jedynie niechybną śmierć żołnierzy i egzekucje mieszkańców Józefowa. Konrad Bartoszewski podjął więc decyzję o skierowaniu oddziału na pobliskie wzgórza. Z nich, za pomocą lornetki, mógł obserwować rozwój zdarzeń w mieście. Szacując siły przeciwnika i potencjalne reperkusje wydania Niemcom boju, wstrzymywał się od działań. Dostrzegał jednak, że przybyli do miasta Niemcy siłą wyrzucają mieszkańców z kolejnych domów.
Natomiast Zbigniew Jakubik udał się w kierunku centrum Józefowa. Dotarcie tam z zabudowań Puźniaka zajęło mu kilkadziesiąt minut marszu. O świcie zastał jednak rynek miejski w zupełnie innym anturażu, aniżeli ten, którego się spodziewał. Wszędzie były oddziały niemieckie, różnych formacji. Ich nagłe pojawienie na pewno nie miało charakteru przypadku. Widok rysował się przygnębiająco – wyloty wszystkich ulic są obsadzone uzbrojonymi posterunkami. Posterunki oraz luźne grupki szupowców wokół Domu Ludowego. Kilka jednostek formacji pomocniczych (czarnobrązowe szynele, czarne furażerki) rozlokowane po przeciwległej stronie rynku koło knajpy Marta. Ulica Piłsudskiego zatarasowana samochodami. Między Gminą a Spółdzielnią, koło pompy, grupa oficerów: żandarmi, szupowcy, SD.
Typowanie ofiar
Niemcy z pomocą tzw. granatowych policjantów większość osób wyłuskiwali z tłumu. Prowadzili je następnie do jednego z budynków przy miejskim rynku. Tym sposobem, szukali podejrzanych o działalność konspiracyjną. Przyszedł czas i na Jakubika. Dwóch niemieckich żołnierzy doprowadziło go do tymczasowego posterunku we wspomnianym gmachu. Tam nastąpiło przeszukanie. Wspominał – wartownicy ustawiają mnie pod ścianą. Posłusznie unoszę ręce ku góry i wodzę nosem po odrapanym tynku. Po kilku sekundach wprowadzają następnego mężczyznę. Lekko odwracam głowę. Jeden z wartowników mruczy ostrzegawczo i ostentacyjnie szczęka zamkiem karabinu. Po chwili przyprowadzają jakąś kobietę. Po niej dwóch mężczyzn. Następnie całą rodzinę. Niepostrzeżenie sala zapełnia się. Posterunki na sali zostają wzmocnione. Po godzinie robi się ciasno. Ściany są oblepione. Żandarmi przy pomocy wartowników stłaczają w lewej części sali kobiety i dzieci, w przeciwległej części grupują mężczyzn.
Z upływem kolejnych minut zatrzymywanych przybywało. W prowizorycznym pomieszczeniu panował coraz większy ścisk, zaczynało być też duszno. Strumyki potu skapywały z twarzy aresztowanych. Tak z gorąca, co jeszcze bardziej ze strachu. Panikę wywołało pojawienie się grupy szupowców – niemieckich policjantów. Nie tyle sama ich obecność, co fakt, że jeden z nich miał przed sobą listę nazwisk. Usłyszenie swoich personaliów w takiej chwili zapowiadało tragiczne konsekwencje. To oczywiste przeczucie wzmógł jeszcze wydźwięk przemowy owego funkcjonariusza z wykazem. Obwieszczał lodowatym tonem – wszyscy wyczytani mają natychmiast i zgłosić się przy wejściu. Gdy nie ma na sali wyczytanego, zgłosić się muszą natychmiast obecni na sali członkowie jego rodziny. Kto z wyczytanych albo z członków rodziny, którzy tu są, nie zgłosi się dobrowolnie, będzie rozstrzelany. Kto z obecnych na sali natychmiast nie wskaże władzom niemieckim każdego wyczytanego, który się nie zgłasza, lub nie wskaże natychmiast członków jego rodziny – będzie również rozstrzelany!
Z ust szupowca padały kolejne nazwiska. Towarzyszyły im krzyki jednych, lament drugich i milczenie trzecich. W międzyczasie pojawił się gestapowiec z następną listą. Zbigniew Jakubik znał niemal wszystkich wyczytywanych. Józefów był wszak nie tak wielką miejscowoscią. Gdy w eter poszło nazwisko Puźniaka, gospodarza u którego kwaterował, Jakubik zdał sobie ostatecznie sprawę z powagi sytuacji. Przywoływał przerażenie tamtej chwili – teraz dopiero w pełni uświadamiam sobie niebezpieczeństwo, jakie mi grozi. Jeżeli mają szczegółową listę, to przecież nie żandarmi ją sporządzili. Większość wyczytanych, których znam, widziałem w lesie… Gestapowcy nowe listy przynosili jeszcze kilka razy. Swoim wyrachowanym spokojem torturowali zatrzymanych. Doprowadzane były też kolejne osoby. Warunki w pomieszczeniach wzmagały lęk i reakcje stresowe. Wspominał Jakubik – przez nieuszczelnione okno przesącza się nieco świeżego powietrza z zewnątrz. Zbyt mało, by rozproszyć straszliwy zaduch, który zbija z nóg i odbiera resztę przyjemności. Każda minuta rozciąga się jak guma. Nowa wizyta Niemców raz jeszcze galwanizuje salę. Jak poprzednio, oczy obecnych śledzą uważnie każdy ruch szupowców, przewiercają zmięty arkusz papieru, przylepiają się do warg czytającego. (…) Zastanawiam się przez chwilę, co zrobię, gdy usłyszę swoje nazwisko? Na samą myśl o tym mocniej rozpłaszczam się na ścianie i zapuszczam korzenie w zakurzone deski czarnej podłogi. Koszula rozpływa się na grzbiecie.
Szczęśliwie dla Jakubika, jego nazwisko nie zostało wymienione. Po odczytaniu ostatniej już listy, wszyscy niewymienieni nań, zostali zwolnieni. Warunkiem było okazanie ważnych dokumentów: legitymacji czy kenkarty. Jakubik papiery miał „w porządku”. Skutkiem tego został wypuszczony z budynku spółdzielni. Wychodząc na zewnątrz, oślepiło go przedpołudniowe, zimowe słońce. Z trwogą też dojrzał, że cały rynek jest otoczony niemieckimi żołnierzami. Przeszedł kilka kroków, a jego uwagę zwrócił szczególny gwar przy urzędzie gminy. Przy balustradzie siedziało kilku granatowych policjantów. Tuż obok nich rysowały się natomiast znajome Jakubikowi twarze. Wspominał tamten moment – po lewej stronie głównego wejścia, obok drzwi, na kamiennym słupku i dwu tłomoczkach – trzy skurczone, nieruchome postacie, złączone ciasno dłońmi: dziewczyna i dwoje staruszków. Dopiero po dłuższej chwili poznaję rodzinę młodego Bartoszewskiego – moich pierwszych, po sprowadzeniu się do starego Puźniaka i jedynych – jak dotychczas – znajomych z ulicy Biłgorajskiej, byłych lokatorów mego obecnego gospodarza, z którymi zapoznał mnie kilka dni po zajęciu przeze mnie facjatki, i do których zachodziłem od czasu do czasu, głównie by poplądrować w małej lecz zasobnej biblioteczce starego pana domu. Ostatnia książka, którą pożyczyłem od dr Bartoszewskiego – „Krakatit”, leży obecnie na stole w moim pokoju.
Bartoszewscy nie zdążyli uciec, tak jak polecał im „Wir”. Niemieckie oddziały prawdopodobnie zabrały ich z domu tuż po opuszczeniu go przez Konrada. Aresztowanych popędziły na rynek miejski w Józefowie. Teraz nie mieli już szans na ucieczkę. Byli też pogrążeni w apatii, sprawiali wrażenie nieobecnych.
W międzyczasie Niemcy załadowali na ciężarówki około 60 osób z rynku, głównie mężczyzn. Trzema furgonami wywieźli ich za miasto. Jakubik nie miał pojęcia dokąd będą transportowani. Spodziewał się jednak zgotowania im fatalnego losu. Wstępnie taki też miał być. Zgodnie z relacją Genowefy Więcław-Sikory, zapadła bowiem decyzja o ich rozstrzelaniu. Sama Więcław-Sikora, pseudnonim „Czarna” była łączniczką partyzancką. Usłyszała rozkazy tej treści jeszcze w budynku spółdzielni, gdzie została spędzona wraz z rodzicami. Niedługo potem przyszedł jeszcze jeden komunikat – aresztowanych należało jednak przetransportować do Zamościa. Egzekucję zaś natychmiastowo wykonać tylko na trzech osobach. Wszystkich o tym samym nazwisku.
Egzekucja
Chwilę później rozpoczął się najbardziej dramatyczny akt tego dnia. Wspominał Zbigniew Jakubik – w tłumie kobiet wybucha pojedynczy krzyk, który błyskawicznie przechodzi w szloch. Płacz dziecka. Szybko oglądam się w tył. – Kilku szupowców prowadzi rodzinę dra Bartoszewskiego. Z drugiego końca rynku słychać jakieś niezrozumiałe, nerwowe niemieckie okrzyki. Wzmożony ruch wśród oddziałów formacji pomocniczych. Szupowcy eskortujący Bartoszewskich zatrzymują się przed ruinami pożydowskich kramów. Gruzy tworzą tu niewielkie wzniesienia zarosłe chwastami. Okoliczności były nader oczywiste i tragiczne. Nadszedł moment egzekucji Wacława, Janiny i Winisławy Bartoszewskich. Wiekowego, spracowanego weterynarza, jego żony i 18-letniej młodszej córki małżeństwa.
Pojawił się już pluton egzekucyjny, składający się z Ukraińców. Ci stanęli w szeregu przed straceńcami, gotowi do wykonania rozkazu niemieckiego esesmana. Wszystko na oczach mieszkańców Józefowa, zachowujących dotychczas całkowitą niemal ciszę. Wspominał Zbigniew Jakubik – rozlega się głos niskiego hauptmanna. Mówi bardzo krótko. Za chwilę wysuwa się jakiś podoficer. Żywo gestykulując tłumaczy słowa oficera:… Skazani są dla przykładu… za bunt, za gwałt na osobach niemieckiej policji. Za chwilę będą rozstrzelani… Jeżeli powtórzą się akty gwałtu… inni będą także rozstrzelani… Każdego bandytę spotka taki sam los…
Po chwili znienawidzonym językiem okupanta pada ostatni rozkaz. Rozpacz ogarnia sąsiadów, przyjaciół i znajomych Bartoszewskich. Za moment będą widzieć ich bestialską śmierć, zadaną ręką okrutników i zwyrodnialców. Cisza przeradza się w lament i rozpacz. Chwilę tą zapamiętał Jakubik dokładnie – oficer podaje komendę. Zmasowana gromada kobiet zaczyna gwałtownie kolebać. Pojedyncze krzyki łączą się ze sobą, koncentrują i spiętrzają nad rynkiem ogłuszającą burzliwą falą. Żołnierze nie wytrzymują nerwowo. Podwójna linia posterunków łamie się, pęka w kilkunastu miejscach. Żołnierze mieszają się z tłumem kobiet, ugniatają go, płazują butami, pięściami, pałkami, kolbą. W nerwowych krzykach Niemców, w płaczu kobiet i piskach dzieci toną słowa komendy dowódcy plutonu egzekucyjnego. Karabiny unoszą się z mechaniczną sprawnością. Na chwilę ogłuszający tumult przygasa. Sekundę wcześniej Bartoszewscy całują się pośpiesznie i równie pośpiesznie żegnają. Salwa brzmi jak pojedynczy strzał. Ciała skazanych sztywnieją na moment, potem skręcają się w gwałtownym konwulsyjnym półobrocie.
Wedle relacji innych świadków, tuż przed śmiercią Bartoszewscy przeżegnali się. Mieli też zginąć wtuleni w siebie. Choć salwa z karabinów pozbawiła ich życia, dowodzący egzekucją oficer niemiecki postanowił upewnić się. W głowę każdej z ofiar oddał kilka strzałów. Następnie ciała wrzucono do wspólnej skrzyni i pochowano na miejskim cmentarzu. Już po II wojnie światowej, zwłoki zostały przeniesione na cmentarz wojskowy, w specjalnie wydzieloną część. Niewielki pomnik na grobie ufundowała wspomniana łączniczka, kpt. Genowefa Więcław-Sikora „Czarna” (1925-2017). Ona również miała zginąć 26 lutego 1943 r. Też wraz z rodzicami. Jednak dla podkreślenia wymiaru zemsty na Bartoszewskim, Niemcy zdecydowali się zabić „tylko” jego najbliższych.
Są rany, które zawsze będą krwawić
Wedle legendy przekazywanej przez mieszkańców Józefowa, Bartoszewski obserwował egzekucję z pobliskich wzgórz. Miał zabronić swoim żołnierzu ataku na miasto. Nie chciał śmierci dziesiątek ludzi w boju, następnie setek czy tysięcy w niemieckiej pacyfikacji. Czy tak było, tego nie wiemy. Fakt jest jeden – Niemcy zabili Konradowi Bartoszewskiemu całą rodzinę. Z traumą zmagał się on przez wszystkie kolejne lata. Do sprawy nie chciał nigdy wracać, a rana ta się nie zabliźniła. Całe życie ich opłakiwał.
Bibliografia
- Harkot A., Porucznik Konrad Bartoszewski „Wir” (1914-1987), Warszawa 2018 (praca doktorska napisana pod kierunkiem prof. dr. hab. Wiesława Jan Wysockiego).
- „Historia mojej małej Ojczyzny. Wspomnienia o żołnierzach SZP – ZWZ – AK Inspektoratu Zamość oraz ich powojenne losy”. https://akzamosc.pl/wp-content/files/konkurs/2019/kusiak-sandra.pdf dostęp 05.06.2025
- Jakubik Z., Czapki na bakier, Lublin 1966.
- Klukowski Z., Zamojszczyzna 1918-1959, Warszawa 2023.
- Walki oddziałów ZWZ-AK i BCh Inspektoratu zamojskiego w latach wojny 1939-1944. Tom 2. Opracowania i relacje, Klukowski, A. Glińska, J. Jóźwiakowski, Zamość 1990.
Źródło zdjęcia: strona internetowa Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Zamość.
Krzysztof Dąbkowski
historyk, prawnik. Pracownik Działu Naukowo-Wydawniczego MŻW, z którym związany jest od 2024 r. Jego zainteresowania naukowe skupiają się wokół historii opozycji demokratycznej, ze szczególnym uwzględnieniem tej przedsierpniowej. Prowadzi również badania nad ostatnimi żołnierzami antykomunistycznego podziemia niepodległościowego.