Adam Słomka, komendant pomagającemu Ukrainie Legionu Polskiego, spotkał się z ostrołęczanami w naszym muzeum w sobotę 28 stycznia.
– Rok temu rozpoczęła się wojna w sposób jawny, otwarty, bezpośredni, którą znamy od początku bolszewizmu: od 1919 roku, kiedy Armia Czerwona przekroczyła granice Rzeczpospolitej. Od tamtego momentu nieprzerwanie trwa wojna z Rosją. Ona ma różne fazy – mówił na wstępie Adam Słomka.
Legion Polski został utworzony z myślą pomocy Ukrainie.
– Na początku nasi ludzie utworzyli punkt pomocy na dworcu we Lwowie. Później księża poprosili nas o pomoc w zabezpieczenia workami z piaskiem zabytków we Lwowie, których jest bardzo dużo. Potem bardzo dobrze wychodziło nam zbieranie rzeczy dla walczących. Ponieważ na Ukrainie zmobilizowano nagle ponad 300 tys. ludzi, to wszystkiego brakowało: mundurów, śpiworów… (…) Mówiono nam bardzo często, że nie ma amunicji do kałasznikowa. Okazało się, że Ukraina miała jedną tylko fabrykę tej amunicji, od razu zajętą przez Rosjan.
– Zaczęliśmy organizować na tamtej fali euforii zbiórkę różnych rzeczy do jednostek, które prosiły nas o pomoc. Z czasem okazało się, że potrzebni są instruktorzy, których mieliśmy w Strzelcu, byli w wojsku, na misjach, w różnych jednostkach. Było bardzo dużo poborowych i trzeba było ich przeszkolić. Zaczęliśmy tych ludzi szukać, ściągać, co nie jest proste, zwłaszcza jeśli ktoś jest w wojsku.
Przedstawiciele Legionu Polskiego byli też i na miejscu, gdzie odbywały się walki.
– Najważniejsza batalia tej wojny to była bitwa o Kijów. Plan Rosjan był taki, żeby markować uderzenia w różnych miejscach, ale zadaniem podstawowym było wkroczenie siłami powietrzno-desantowymi do Kijowa i ustanowienie z powrotem marionetkowego rządu, aby potem ogłosić, że Ukraina znów chce być sojusznikiem Rosji. Byli bardzo bliscy realizacji tego zadania – jednostki Specnazu były około 500 metrów od kancelarii prezydenta Ukrainy, tak głęboko weszli. Co zadecydowało, że Kijów się obronił? Pospolite ruszenie.
Jak mówił gość muzeum, rozdano ludziom około 150 tys. broni, a także wiele granatników przeciwpancernych z Polski.
– W pierwszych godzinach nasz rząd bardzo słusznie kazał wszystkie posowieckie granatniki RPG rozdać Ukrainie i oni, uzbrojeni w broń lekką, znając teren, stawili czoła Rosjanom.
Każda dzielnica Kijowa miała po kilka batalionów obrony terytorialnej. Obrona jednak kosztowała bardzo drogo.
– Najwięcej strat nie ma tam z ataków artylerii czy czołgów – zdradził Adam Słomka. – Ogromna ilość strat wynika z tego, że gdy zaczęło brakować żywności w Kijowie, ludzie zaczęli próbować uciekać jedyną drogą na Odessę. Ona była pod ostrzałem z broni maszynowej. Są tam wstrząsające widoki hałd złożonych z rozstrzelanych aut, które zebrano z poboczy. Widać, ileż to tysięcy ludzi zginęło w tych samochodach, próbując uciec.
Bardzo wiele ofiar jest też w miejscowościach pod Kijowem. To skutek stacjonowania rosyjskiej armii. Rosyjskiej jednak tylko z nazwy, ponieważ tworzyli ją głównie żołnierze z republik kaukaskich. Nie mówili po rosyjsku, Ukraińcy nie mogli się z nimi porozumieć.
– Odwiedzaliśmy takie szkoły, w których podziemiach trzymano wszystkich miejscowych ludzi z danej wsi – opowiadał Adam Słomka. – W międzyczasie plądrowano domy. W każdym domu była lodówka, Nutella, laptopy… Oni byli zdziwieni takim bogactwem Ukraińców. Straty były ogromne w wyniku okupacji, grabieży, bo jak zabierali, a był świadek, to go zabijali. Często podpalali grabione budynki.
– Widzieliśmy też pomniki Armii Czerwonej rozstrzelane przez armię rosyjską. Jak to jest możliwe? Przyjechali ci nierosyjskojęzyczni okupanci, zobaczyli jakiś pomnik, świeże kwiaty i zaczęli do niego strzelać, bo byli przekonani, że to na pewno ukraińskie.
Komendant Legionu mówił też o sytuacji naszego kraju. Przekonywał, że obecna sytuacja geopolityczna sprzyja Polsce.
– W tej chwili mamy wysoce korzystną koniunkturę dla sprawy polskiej, ponieważ przede wszystkim mamy dużo więcej sojuszników niż miał Piłsudski i I Rzeczpospolita – mówił.
Zmienił się – jak dodał Adam Słomka – także i stosunek Ukraińców do Polaków.
– Wszyscy tak samo entuzjastycznie dziękują Polsce i Polakom za wsparcie i mają świadomość, że gdyby nie to, że Polska daje żywność, broń, amunicję, tranzyt, schronienie dla kobiet i dzieci, to po dwóch tygodniach by padli – powiedział Adam Słomka. – Byliby w takiej sytuacji jak my w 1939 roku. To sytuacja nowa, bo jeszcze trzy lata temu nazwy ulic, przy których budowano polskie kościoły zmieniano na Bandery, zabili nam drewnem lwy na Cmentarzu Orląt Lwowskich.